Czytelnicy, którzy śledzą facebooka z pewnością już wiedzą o nowych powiązaniach Nutripsychologii. Tych, którzy gardzą tym portalem społecznosciowym i tam nie zaglądają, z przyjemnością informuję, że nawiązałam współpracę z Medfeminą – Centrum Zdrowia Kobiety, mieszczącym się przy Kukuczki 5 (boczna Borowskiej).
Wszystkie Panie mają
zapewnione wsparcie psychologiczne. Rozmowa z psychologiem może być niezwykle
przydatna także podczas leczenia przewlekłych chorób, starania się o dziecko, poporodowego
obniżenia nastroju (znanego szerzej jako baby blues), utrudnionego wchodzenia w
relacje intymne. Jednocześnie, jako dietetyk, będę się zajmować przede
wszystkim pacjentkami ciężarnymi, ale nie tylko. Wizyta u dietetyka jest
wskazana w okresie prekoncepcyjnym, aby jak najlepiej przygotować organizm do rzeczywistości
ciąży i porodu. Bywa nieodzowna przy staraniach o dziecko, skomplikowanych np.
przez nadmierną masę ciała, insulinooporność, itp. Z pewnością znajdą dla
siebie rozwiązania Panie z zespołem policystycznych jajników, problemami
hormonalnymi, a nawet zespołem napięcia przedmiesiączkowego, czy stosujące
antykoncepcję hormonalną i odczuwające jej skutki uboczne. Dieta ma znaczenie
wspomagające także przy leczeniu endometriozy, mięśniaków
macicy i innych schorzeń ginekologicznych. Podczas karmienia dziecka nie trzeba
modyfikować diety w jakiś szczególny sposób. Jeśli jednak istnieją wskazania do
eliminacji którejkolwiek grupy produktów, warto skonsultować się z dietetykiem,
żeby znaleźć najlepsze zamienniki – nie produktów potrzebujemy, a składników.
W ustalaniu, jaka
modyfikacja diety będzie najbardziej korzystna, pomocna jest stara, sprawdzona
technika znana jako dzienniczek
żywieniowy. Każda z Pań trafiających do dietetyka będzie go (prędzej czy
później) prowadzić. Na początek 3 dni systematycznego zapisu wystarczą.
Po
co?
Z
punktu widzenia dietetyka po to, żeby się zorientować, jak pacjent jada. Po
prostu. Im dokładniejsze zapisy, tym łatwiej dostosować nowy plan żywieniowy do
potrzeb/preferencji/stylu życia pacjenta, bo wiemy, z jakiego pułapu startujemy
i czy zmiany powinny być przede wszystkim jakościowe, czy ilościowe. A może
trzeba pokombinować wokół częstotliwości jedzenia. Debata nad dzienniczkiem to
świetne źródło informacji o tym, jakich potraw pacjent unika i dlaczego, jak
organizuje sobie jedzenie przy nawale pracy, co dla niego znaczy „jeść jak
wróbelek” albo „porcje jak chłopu do kosy”. Przy solidnym wypełnianiu takiego
dzienniczka (codziennie przez przynajmniej parę tygodni) można dojść do
zaskakujących wniosków odnośnie własnego odżywiania, więc jest to przydatne nie
tylko dla specjalisty.
Jak
wypełniać?
Instrukcję
podaję w czasie pierwszej wizyty. Podstawową zasadą jest sumienne i szczere
zapisywanie, co wpadło na talerz (bądź – z jego ominięciem – do jamy ustnej) w
ciągu dnia. Płyny też trzeba zapisywać.
Ważne, by notować na bieżąco i nie zostawiać tego na dzień wizyty. Wtedy mało
co pamiętamy i zapis wychodzi średnio przydatny. Raptem okazuje się, że ktoś
przez 3 dni nic nie pije, zjada naparstek ryżu na obiad, bądź jest w trakcie
wielodniowej ascezy cukrowej.
Ilości
są ważne. Kromkę można posmarować masłem tak, że śladu po nim nie ma albo tak,
że toną w nim wszystkie inne dodatki. Miska zupy dla każdego jest wypełniona w
innym stopniu.
Rodzaj produktu to także
niezbędna informacja. Chleb jest zbyt szerokim pojęciem. Trzeba doprecyzować,
jaki: jasny, ciemny, żytni, pszenny, z ziarnem, bez ziarna, itp. Szynka szynce
nierówna – np. nie każda stała obok mięsa. Rosół wbrew pozorom też występuje w
tak wielu wariantach, że bez informacji o tym, z czego został wypocony i co w
nim pływało, mam niepełny obraz.
Czas
i miejsce akcji jest bardzo ważny – wbrew pozorom zbyt duże przerwy między
posiłkami to często spotykany problem. Nie ma sensu też proponować fantazyjnych
dań do wyprodukowania w domu, jeśli ktoś stołuje się głównie na mieście.
Kwestią
być może najważniejszą jest określenie samopoczucia po jedzeniu – pozwala
łatwiej zidentyfikować np. produkty, które szkodzą. Nieoceniona informacja przy
planowaniu ewentualnej dalszej diagnostyki (np. testów na nietolerancje).
Jako
że jedzenie jest uwikłane w szerszy kontekst, każdy dzień opisujemy pod względem
klimatu. Może akurat byliśmy strasznie zaganiani i na posiłek jakoś tak nie
było czasu albo było tak gorąco, że nie mieliśmy w ogóle ochoty na jedzenie. Jest
też miejsce na opis aktywności fizycznej. Nie trzeba koniecznie biegać
wieczorami, żeby coś tam wpisać. Przedświąteczne mycie okien czy opieka nad
trójką dzieci naraz to też spory wysiłek, mimo że nie da się nim pochwalić na
Endomondo.
Co
może się przytrafić po wypełnieniu?
Zeznanie
zostaje przeanalizowane (jak powszechnie wiadomo, psycholodzy wprost uwielbiają
analizować ;)). Mogą się zdarzyć pytania o uszczegółowienie, czasem o przyczynę
takiego, a nie innego wyboru. Bez oceniania, po prostu czasem jest to istotne,
a nie wynika wprost z dzienniczka.
Na podstawie zebranych informacji proponuję
rozwiązania (czyt. przygotowuję zalecenia, ew. jadłospis). Oczywiście do
wyciągania jakichkolwiek wniosków nie wystarczy dzienniczek – w czasie wizyt
sporo się dzieje i wszystkie zebrane informacje dopiero dają możliwość
stworzenia rozwiązania skrojonego na miarę. O tym, jak wygląda pierwsza wizyta,
piszę tutaj (choć informacja o mojej współpracy z tamtą przychodnią jest już
nieaktualna).
0 komentarze:
Prześlij komentarz