niedziela, 16 kwietnia 2017
niedziela, 8 maja 2016
Po okresie podsumowań
13:19
Brak komentarzy
Już
trochę ponad cztery miesiące nowego roku za nami. Większość z nas zrobiła sobie
w grudniu mniejszy lub większy bilans ‘sukcesów i porażek 2015’ i doszła do wniosku, że
zmiana cyfry w dacie jest dobrą okazją, by popracować nad jakością życia. Nawet
jeśli sami nie mieliśmy własnych postanowień, inspiracji wokół nie brakowało.
Na Facebooku można było zaobserwować masowe zrzeszanie się osób, które właśnie
odkryły, że w grupie raźniej przy realizacji planów. I tak, niektórzy obiecują
sobie, że w 2016 roku przeczytają 52 książki, inni zrobią prawo jazdy, znajdą
męża (zwłaszcza „szwedzkiego blondyna o niebieskich oczach i pokaźnym koncie w
banku”), zajdą (lub nie) w ciążę, schudną, zaczną ćwiczyć itd. Co zostanie z
naszych postanowień w 2016? Odpowiem jak wytrawny psycholog: to zależy. ;)
Postanowienia
– lubię to?
Choć wydaje się, że
wszyscy w tym roku chcą wywrócić swoje życie do góry nogami, są takie momenty,
w których nic nam nie doskwiera. Nawet, kiedy inni mówią, że stoimy w miejscu,
czy też pędzimy ku zagładzie, my gwiżdżemy na dylematy moralne. Status quo
pasuje nam najbardziej. Kiedy jednak z różnych przyczyn kamyk w bucie zaczyna
nas uwierać, myślimy nad zmianą pozycji. Już tylko krok do postanowienia. Postanowienie
to taki zalążek sformułowanego celu. Coś nam w życiu nie gra, więc wyobrażamy
sobie pewien stan idealny, wzbudzamy pozytywne emocje związane z wizją siebie w
tym punkcie (a, jak wiadomo, postanawiamy być zdrowi, szczęśliwi i bogaci,
tylko w trochę innych słowach) i .. na razie tyle.
Jeśli dobrze poszło,
jesteśmy w fazie przygotowania, bo oto zapalił się dla nas jasny punkt w
oddali, już wertujemy internet i pytamy innych ludzi, jak do niego dotrzeć. W
trochę mniej optymistycznej wersji – jesteśmy w fazie kontemplacji, czyli
jeszcze nie wiemy, czy tak na pewno chcemy dotrzeć do jakiegoś celu. Rozważamy
za i przeciw, bywa, że w nieskończoność.
Czasem
dzieje się Coś, co sprawia, że wchodzimy na wyższy poziom świadomości i
zaczynamy robić plan osiągnięcia celu (niekoniecznie spisany i przypieczętowany
własną krwią). Może to być dosłownie wszystko. Spotkanie kogoś, kto
niepostrzeżenie staje się ważniejszy niż targety sprzedażowe, raporty i
wszystkie dedlajny tego świata. Choroba w rodzinie. Ślub przyjaciółki. Cytat z
Paulo Coelho. Tekst na Nutripsychologii. Teraz już powinno być z górki,
pod warunkiem, że cel, który sobie nakreślimy ma kilka cech (słynne SMART znane
z zarządzania, a raczej jedna z wersji tegoż).
Motywujący – zmiana trwa, a wtedy
realizacja celu może się niespodziewanie rozmyć. Powinien on być na tyle
atrakcyjny, by po prostu nam się chciało. Oznacza to też, że nie może być zbyt
prosty. „Będę jeść jedno jabłko dziennie” dla niektórych będzie wyzwaniem, ale
w sytuacji, gdy z owocami jesteśmy w dość dobrych stosunkach potrzebne będzie
bardziej ambitne zadanie.
Osiągalny – skoro już wiemy, że cel
powinien być wyzwaniem, warto jeszcze wziąć pod uwagę, że nie każdemu wyzwaniu
możemy sprostać przy swoich aktualnych zasobach (np. umiejętnościach, motywacji,
stanie zdrowia, ilości czasu, pieniędzy, liczbie trzymanych kciuków). Z pomocą
przychodzi nam opcja rozbicia celu na mniejsze cele pośrednie, które możemy
pokonywać, jak kolejne odcinki na trasie biegu. „Jedno jabłko dziennie” może
być takim odcinkiem.
Istotny – chodzi o to, jak dobrze cel
wpisuje się w nasze wartości. Co ważnego stanie się w naszym życiu, gdy
osiągniemy ten cel. Nie chcemy się zdrowo odżywiać dla samego zdrowego
odżywiania. Może chodzić o to, by mieć wspaniałą figurę lub ładną cerę, może o
to, by nie zachorować, może o to, byśmy mieli o czym pogadać z ludźmi jedzącymi
wegańsko i bezglutenowo.
Określony w czasie – od kiedy będę się
zdrowo odżywiać? W jakim czasie chcę osiągnąć cel? Ile czasu chcę na niego
poświęcić? Przez ile tygodni będę jadać to jedno jabłko dziennie, by dorzucić
do tego jeszcze surówkę przy obiedzie? – to przykłady pytań, które pozwolą
dookreślić w czasie cel.
Kiedy szczegółowo
określimy swój cel, o wiele łatwiej znaleźć odpowiednie metody, by go
zrealizować. Co innego przybliży nas do zdrowego odżywiania zdefiniowanego jako
jedzenie 500g warzyw dziennie, a co innego do zdrowego odżywiania w wersji
ekologicznej i uwzględniającej prawa zwierząt. Teraz pozostaje rozpisać plan,
opowiedzieć o nim znajomym (żeby mieć więcej argumentów za trzymaniem się
planu) i zrobić co miesiąc (albo co kilka miesięcy) przegląd osiągnięć – nawet
najmniejszy krok w kierunku celu jest ważny. Zawsze możemy też zmodyfikować
plan, kiedy widzimy, że podążanie za nim nie przynosi rezultatów.
Ale
tak właściwie na co mi to wszystko?
Szalenie motywujący obrazek |
Podsumowanie jest więc
takie, by nie dać się zwariować i nie dać sobie wmówić, że jeśli właśnie nie
udoskonalasz swojego życia w widoczny dla innych sposób, to niewystarczająco
się starasz. Jeśli jednak coś Ci już chodzi po głowie i chcesz żeby było
inaczej niż jest, to rób to porządnie. Będzie łatwiej, gdy rozpracujesz go w
sposób podany powyżej.
Powodzenia, cokolwiek postanowisz. ;)
Powodzenia, cokolwiek postanowisz. ;)
P.S. W marcu Nutripsychologia
skończyła rok. Był to jeden z najtrudniejszych, a jednocześnie najbardziej
satysfakcjonujących okresów w moim życiu. Ogromne podziękowania dla wszystkich,
którzy pytali, odpowiadali i uwspólniali ze mną półkule mózgowe, gdy tego
potrzebowałam! :)
niedziela, 27 marca 2016
środa, 9 marca 2016
Wykładowo!
Ostatnimi czasy łatwiej mnie posłuchać niż poczytać.
08.02. nadawałam gościnnie w Radio Luz o postanowieniach noworocznych i formułowaniu celów (słynna już audycja Singiel w Mieście Spotkań ;)).
Parę tygodni później, panie zainteresowane odżywianiem się w czasie ciąży tłumnie odwiedziły siedzibę Fundacji Kobieta z Brzuszkiem (której serdecznie dziękuję za świetną organizację wydarzenia!), by posłuchać, na ile trzeba zmienić dietę w tym szczególnym okresie. Mam nadzieję, że mój (bardzo przekrojowy) wykład pozwolił poukładać pewne fakty i ze spokojem podejść do dziwnych i sprzecznych zaleceń z internetu. Z bardzo pozytywnych opinii wyrażonych w ankiecie ewaluacyjnej wnioskuję optymistycznie, że tak było. :) Odświeżyć informacje można na stronie Centrum Zdrowia Medfemina, gdzie poświęciłam tej tematyce osobny artykuł.
Teraz zapraszam do mieszczącego się przy ulicy Ciepłej 15B Centrum Spotkań. 16 marca o godz. 16:00, w ramach organizowanego tam cyklu spotkań dla opiekunów osób z otępieniem będę opowiadać o wpływie diety na stan psychiczny i sprawność poznawczą. Podobnie jak w przypadku poprzedniego wykładu nie jest to szkolenie specjalistyczne, tym niemniej zachęcam do udziału wszystkich zainteresowanych tematem otępienia.
piątek, 25 grudnia 2015
wtorek, 22 grudnia 2015
Żeby spokojne mieć Święta
Wszelkie święta związane
tradycyjnie z przygotowywaniem jedzenia i wspólnym jego spożywaniem to zazwyczaj
utrapienie dla wszystkich odchudzających się i myślących o odchudzaniu.
Dominują podejścia „znowu przytyję” albo „znowu nic nie zjem”. Można jednak
przetrwać bez wyrzutów sumienia, nie tracąc nic z atmosfery rodzinnej
uroczystości.
1. Nastawienie przede wszystkim.
Jeśli o Świętach myślisz jako o
kolejnej okazji do przekonania się czy masz silną wolę w starciu z niezrównanymi
pierogami mamy, to nie wyluzujesz się przy stole. Cały czas będziesz się
sprawdzać. Wtedy, nie dość, że ciąg zdarzeń będzie wyglądał mniej więcej tak: „Ha! już minęło 15 minut, a ja wciąż ich nie
ruszyłam! Ależ jestem silna, ależ jestem dzielna. Ależ one są piękne, a jakie
smaczne. Ojej.”, to jeszcze nie nacieszysz się obecnością bliskich. Zresztą
założenie świątecznych spotkań jest takie, że siadamy do stołu z rodziną,
rozmawiamy o miłych rzeczach, składamy sobie życzenia, itp. Możesz zakładać, że
obecność bliskich nie jest Twoim marzeniem, bo martwisz się, że rodzina nie zrozumie
Twoich zmagań z jedzeniem. Pamiętaj, że tak naprawdę nie musisz się nikomu
tłumaczyć ze swoich pobudek. Tylko Ty decydujesz, co o Twoich planach
żywieniowych na te dni będą wiedzieć trzecia żona brata, teściowa i
ciotka-której-nigdy-nie-lubiłaś.
2. Planowanie, planowanie i jeszcze raz planowanie.
Z reguły wiemy, co pojawi się na
stole (choć nie zawsze mamy na to wpływ), wiec przed godziną zero możemy wybrać
jedną z dwóch podstawowych strategii uczestnika biesiady: walczącego o
różnorodność i walczącego o dokładność. W skrócie: albo jesz wszystkiego mało
(łyżka wazowa zupy, jeden pierożek, łyżka kutii – mikroskopijne jak przystaweczki,
a czasem i dania główne, w ekskluzywnej restauracji) albo standardowe porcje 2
potraw.
Warto jednak pamiętać, że okres
przedświąteczny i wigilia wiążą się najczęściej z wytężoną pracą w kuchni. To
sprzyja z jednej strony ciągłemu podjadaniu, a z drugiej zapominaniu o
konkretnych posiłkach. Bywa, że nie jemy nic, bo przecież „potem będzie
wystarczająco dużo jedzenia”. W efekcie wieczorem pochłoniemy wszystko, co
zaplanowaliśmy i to, czego nie zaplanowaliśmy też.
Nie zaczynaj więc pracy bez
śniadania (nie, kawa to nie śniadanie). Co 3-4h zjedz normalny posiłek, choćby
to miało być coś, co potem pojawi się na stole wigilijnym. Wtedy jest mniejsza
szansa, że będziesz cały czas podjadać, a poziom głodu wieczorem nie zmusi Cię
do robienia rzeczy, których potem będziesz żałować. ;)
3. Przygotowanie pola bitwy.
Psychika to jedno, ale środowisko
fizyczne również musi być odpowiednio przygotowane. Na jednych działa trik ze
stosowaniem mniejszych talerzy (bo wtedy wydaje się, że porcja jest większa),
jeszcze inni przygotują sobie czarną zastawę, bo ciasto podane z takiej wydaje
się bardziej gorzkie. Największym sprzymierzeńcem człowieka jest jednak jego
lenistwo. Nie bardzo chce nam się sięgać po rzeczy, których nie mamy pod ręką. Zatem
- im dalej od Twojego krzesła będzie stać Potrawa, Której Najbardziej Się
Obawiasz, tym mniejsza szansa, że zjesz więcej niż pozwala Ci sumienie.
Krewny Cię denerwuje, a
jednocześnie masz władzę nad ustawieniem stołu? Podstaw mu pod sam nos potrawę,
wobec której jest bezbronny. :)
Zaskoczyła Cię rozmaitość
pierogów na stole i zjadłaś/-eś więcej niż planowałaś/-eś? To nie dramat!
4. Wielkie poruszenie.
Umyj naczynia, zabierz
psa/dzieci/żonę/rodziców na spacer. Wszystko, co odbiega od standardu zalegania
przed telewizorem i oglądania Kevina i co zajmie Cię na dłużej niż pół godziny.
I tyle. Im lepiej odżywiasz się
na co dzień, tym mniejszym problemem będzie trzymanie się swoich zasad w czasie
Świąt, pamiętaj więc, że to nie czas na liczenie kalorii czy wprowadzanie
rewolucji w swoim sposobie odżywiania. Niech będą smaczne i spokojne! :)
poniedziałek, 14 grudnia 2015
Gdyby babcia miała drucik...
14 XII o godz. 17.00 będzie można mnie usłyszeć!
Zapraszam do ustawienia odbiorników na 91,6 FM i wysłuchania audycji Singiel w mieście spotkań na antenie Akademickiego Radia LUZ. Temat przewodni: związki-ciało-jedzenie, czyli romanse okiem dietetyka. Będzie o seksie, więc warto słuchać. ;)
A z długiej dość nieobecności na swoim własnym blogu wytłumaczę się później. ;)