niedziela, 8 maja 2016

Po okresie podsumowań


Już trochę ponad cztery miesiące nowego roku za nami. Większość z nas zrobiła sobie w grudniu mniejszy lub większy bilans ‘sukcesów i porażek 2015’ i doszła do wniosku, że zmiana cyfry w dacie jest dobrą okazją, by popracować nad jakością życia. Nawet jeśli sami nie mieliśmy własnych postanowień, inspiracji wokół nie brakowało. Na Facebooku można było zaobserwować masowe zrzeszanie się osób, które właśnie odkryły, że w grupie raźniej przy realizacji planów. I tak, niektórzy obiecują sobie, że w 2016 roku przeczytają 52 książki, inni zrobią prawo jazdy, znajdą męża (zwłaszcza „szwedzkiego blondyna o niebieskich oczach i pokaźnym koncie w banku”), zajdą (lub nie) w ciążę, schudną, zaczną ćwiczyć itd. Co zostanie z naszych postanowień w 2016? Odpowiem jak wytrawny psycholog: to zależy. ;)
Postanowienia – lubię to?
Choć wydaje się, że wszyscy w tym roku chcą wywrócić swoje życie do góry nogami, są takie momenty, w których nic nam nie doskwiera. Nawet, kiedy inni mówią, że stoimy w miejscu, czy też pędzimy ku zagładzie, my gwiżdżemy na dylematy moralne. Status quo pasuje nam najbardziej. Kiedy jednak z różnych przyczyn kamyk w bucie zaczyna nas uwierać, myślimy nad zmianą pozycji. Już tylko krok do postanowienia. Postanowienie to taki zalążek sformułowanego celu. Coś nam w życiu nie gra, więc wyobrażamy sobie pewien stan idealny, wzbudzamy pozytywne emocje związane z wizją siebie w tym punkcie (a, jak wiadomo, postanawiamy być zdrowi, szczęśliwi i bogaci, tylko w trochę innych słowach) i .. na razie tyle.
Jeśli dobrze poszło, jesteśmy w fazie przygotowania, bo oto zapalił się dla nas jasny punkt w oddali, już wertujemy internet i pytamy innych ludzi, jak do niego dotrzeć. W trochę mniej optymistycznej wersji – jesteśmy w fazie kontemplacji, czyli jeszcze nie wiemy, czy tak na pewno chcemy dotrzeć do jakiegoś celu. Rozważamy za i przeciw, bywa, że w nieskończoność.
Szalenie adekwatny obrazek
Sztuka celowania
            Czasem dzieje się Coś, co sprawia, że wchodzimy na wyższy poziom świadomości i zaczynamy robić plan osiągnięcia celu (niekoniecznie spisany i przypieczętowany własną krwią). Może to być dosłownie wszystko. Spotkanie kogoś, kto niepostrzeżenie staje się ważniejszy niż targety sprzedażowe, raporty i wszystkie dedlajny tego świata. Choroba w rodzinie. Ślub przyjaciółki. Cytat z Paulo Coelho. Tekst na Nutripsychologii. Teraz już powinno być z górki, pod warunkiem, że cel, który sobie nakreślimy ma kilka cech (słynne SMART znane z zarządzania, a raczej jedna z wersji tegoż).
Specyficzny – chodzi o to, żeby był jak najbardziej konkretny, namacalny wręcz. Postanowienie „będę się zdrowo odżywiać” jest piękne i godne pochwały, jednak zbyt ogólne. Co to znaczy „zdrowo się odżywiać”? Kiedy mogę powiedzieć, że się zdrowo odżywiam? Jaka to zmiana w stosunku do obecnego sposobu odżywiania? Jeśli to wiemy, możemy przełożyć cel na konkretne działania i łatwiej poznać moment, w którym dotrzemy do celu. Cele mało specyficzne są też mało osiągalne i ciężko je określić w czasie.
Motywujący – zmiana trwa, a wtedy realizacja celu może się niespodziewanie rozmyć. Powinien on być na tyle atrakcyjny, by po prostu nam się chciało. Oznacza to też, że nie może być zbyt prosty. „Będę jeść jedno jabłko dziennie” dla niektórych będzie wyzwaniem, ale w sytuacji, gdy z owocami jesteśmy w dość dobrych stosunkach potrzebne będzie bardziej ambitne zadanie.
Osiągalny – skoro już wiemy, że cel powinien być wyzwaniem, warto jeszcze wziąć pod uwagę, że nie każdemu wyzwaniu możemy sprostać przy swoich aktualnych zasobach (np. umiejętnościach, motywacji, stanie zdrowia, ilości czasu, pieniędzy, liczbie trzymanych kciuków). Z pomocą przychodzi nam opcja rozbicia celu na mniejsze cele pośrednie, które możemy pokonywać, jak kolejne odcinki na trasie biegu. „Jedno jabłko dziennie” może być takim odcinkiem.
Istotny – chodzi o to, jak dobrze cel wpisuje się w nasze wartości. Co ważnego stanie się w naszym życiu, gdy osiągniemy ten cel. Nie chcemy się zdrowo odżywiać dla samego zdrowego odżywiania. Może chodzić o to, by mieć wspaniałą figurę lub ładną cerę, może o to, by nie zachorować, może o to, byśmy mieli o czym pogadać z ludźmi jedzącymi wegańsko i bezglutenowo.
Określony w czasie – od kiedy będę się zdrowo odżywiać? W jakim czasie chcę osiągnąć cel? Ile czasu chcę na niego poświęcić? Przez ile tygodni będę jadać to jedno jabłko dziennie, by dorzucić do tego jeszcze surówkę przy obiedzie? – to przykłady pytań, które pozwolą dookreślić w czasie cel.
Kiedy szczegółowo określimy swój cel, o wiele łatwiej znaleźć odpowiednie metody, by go zrealizować. Co innego przybliży nas do zdrowego odżywiania zdefiniowanego jako jedzenie 500g warzyw dziennie, a co innego do zdrowego odżywiania w wersji ekologicznej i uwzględniającej prawa zwierząt. Teraz pozostaje rozpisać plan, opowiedzieć o nim znajomym (żeby mieć więcej argumentów za trzymaniem się planu) i zrobić co miesiąc (albo co kilka miesięcy) przegląd osiągnięć – nawet najmniejszy krok w kierunku celu jest ważny. Zawsze możemy też zmodyfikować plan, kiedy widzimy, że podążanie za nim nie przynosi rezultatów.
Ale tak właściwie na co mi to wszystko?
Szczerze mówiąc, widzę w internecie mnóstwo artykułów o formułowaniu celów. Artykuły takie niejednokrotnie kończą się jakimś fajnym hasłem typu „nie bój się być sobą!”, „a jaka jest Twoja wymówka?”, „nie stój w miejscu, działaj!”. Gdzie się nie pojawię, wszędzie stawianie sobie celów, szukanie wewnętrznej motywacji, czelendżowanie (można przy tym płakać). Jeśli nie tworzymy wspaniałych wizji przyszłości, w których jesteśmy coraz lepsi i nie planujemy z rozmachem (mówiąc o planach wszystkim wokół, bo to zwiększa szanse, że się nie wycofamy), jesteśmy oficjalnie nieudacznikami. Albo przynajmniej ludźmi zahamowanymi w swoim rozwoju, którzy pilnie potrzebują coachingu, by dotrzeć do swoich zasobów. Bez przesady. Celujmy w to, co akurat teraz jest dla każdego z nas ważne. Tak samo, jak niekoniecznie w wieku 25 lat trzeba mieć własną rodzinę 500+, tak i nie trzeba poza dwoma dyplomami mieć jeszcze licencji pilota i własnej szkoły kitesurfingu, żeby móc o sobie powiedzieć, że korzysta się z życia.
Szalenie motywujący obrazek
Czasem też można się srogo zdziwić, kiedy ustalimy sobie jakiś cel i podążamy niby konsekwentnie, ale nie do końca, w jego kierunku, po czym dochodzimy zupełnie gdzie indziej i z perspektywy czasu jesteśmy zupełnie zadowoleni, że pierwotny zamiar nie został zrealizowany. Czasem, z różnych powodów, nie jesteśmy gotowi na wyartykułowanie nawet przed samym sobą pewnych celów i maskujemy je innymi (które, np. lepiej brzmią dla otoczenia). To też jest w porządku.
Podsumowanie jest więc takie, by nie dać się zwariować i nie dać sobie wmówić, że jeśli właśnie nie udoskonalasz swojego życia w widoczny dla innych sposób, to niewystarczająco się starasz. Jeśli jednak coś Ci już chodzi po głowie i chcesz żeby było inaczej niż jest, to rób to porządnie. Będzie łatwiej, gdy rozpracujesz go w sposób podany powyżej.
Powodzenia, cokolwiek postanowisz. ;)

P.S. W marcu Nutripsychologia skończyła rok. Był to jeden z najtrudniejszych, a jednocześnie najbardziej satysfakcjonujących okresów w moim życiu. Ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy pytali, odpowiadali i uwspólniali ze mną półkule mózgowe, gdy tego potrzebowałam! :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz