środa, 10 czerwca 2015

Słodko-gorzka rozprawa o cukrze owocowym

Zaczął się czerwiec. Sezon na truskawki otwarty, więc teraz nie sposób opędzić się od artykułów na temat właściwości zdrowotnych tych, jak i wielu innych owoców. Niestety takie teksty, pisane zazwyczaj z entuzjazmem godnym informacji o wynalezieniu leku na raka, czasem zawierają różnego kalibru mity. Hitem ostatniego tygodnia maja jest dla mnie news, że fruktoza zapobiega cukrzycy. Artykuł dedykuję więc autorowi innego bloga dotyczącego zdrowia, przyszłemu lekarzowi, który tak właśnie orzekł. ;)


-oza
Fruktoza ma taki związek z truskawkami, że występuje w nich „obficie” (szalone kilka do kilkanastu g/100g owoców), dając im ten, nieporównywalny z innymi, słodki smak, na który ze ślinotokiem utajonym czekamy prawie cały rok. Występuje także w innych owocach, warzywach oraz w miodzie i cukrze stołowym (biały, brązowy – wszystko jedno, to sacharoza, czyli połączenie glukozy i fruktozy). Jest to cukier prosty, wielokrotnie słodszy od glukozy, choć tak samo kaloryczny. Łatwo się wchłania, zwłaszcza w obecności glukozy i tym bardziej, im więcej jej towarzyszy fruktozie. Pod nieobecność glukozy podczas wchłaniania, część fruktozy trafia do jelita grubego, gdzie fermentuje pod wpływem działalności bakterii. Wzdęcia i uczucie „przelewania się w brzuchu”, a także biegunki (zjawisko znane tym, u których występuje zaburzone wchłanianie fruktozy, a szacuje się, że ok. 30% ludzi tak ma) mogą być przejawem takich właśnie wydarzeń w organizmie.
„Zupełnie inny szlak metaboliczny”
Glukoza jest podstawowym źródłem energii dla komórek. Dla niektórych nawet jedynym. Ale musi się ona zostać przeniesiona z krwi do wnętrza komórki, na co wpływ ma insulina. Trzustka wytwarza tego hormonu tym więcej, im więcej owej glukozy we krwi. Jeśli cukru we krwi jest za dużo, powstaje za dużo insuliny. Jeśli często dochodzi do takiej sytuacji, insulina przestaje robić wrażenie na tkankach (bardziej poetycko: rozwija się insulinooporność), cukier pozostaje we krwi, zamiast trafiać do komórek, zatem trzeba produkować więcej hormonu. To historia początku cukrzycy typu 2, wybitnie uproszczona dla przejrzystości artykułu.
Dużo zaczęło się dziać wokół fruktozy, gdy stwierdzono, że ma niski indeks glikemiczny, czyli po spożyciu wywołuje niewielki przyrost poziomu cukru we krwi. A zatem i raczej wyważoną produkcję insuliny przez trzustkę. Wynika to z dłuższego niż w przypadku glukozy wchłaniania tego cukru w jelicie cienkim. Trzustka nie musi generować dużego wyrzutu insuliny, żeby wypchnąć cukier do komórek, także dlatego, że... fruktoza przedostaje się do ich wnętrza bez jej udziału. Może się w związku z tym wydawać, że fruktoza jest świetnym zamiennikiem cukru dla diabetyków i faktycznie przez jakiś czas mówiono, że korzystanie z niej przez tę grupę jest korzystne. W końcu to hiperglikemia i niezdolność trzustki do jej opanowania stanowi sedno cukrzycy. Z jakichś jednak powodów najnowsze zalecenia kliniczne Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego dotyczące leczenia cukrzycy jasno mówią, że należy ograniczyć spożycie fruktozy i NIE stosować jej jako zamiennika cukru. No to teraz pytanie: dlaczego?
Badania, początkowo na szczurach (liczne), ale później także z udziałem ludzi wykazały, że nadmierne spożycie fruktozy przyczynia się do wielu chorób metabolicznych, w tym cukrzycy i nadciśnienia tętniczego. W pierwszej kolejności zwiększa poziom kwasu moczowego, które to zjawisko podejrzewa się o granie pierwszych skrzypiec w powstawaniu pozostałych spośród wymienionych zaburzeń. Jako że fruktoza jest w miażdżącej większości przetwarzana w wątrobie, jej nadmierne spożycie sprzyja zwiększonej produkcji trójglicerydów i stłuszczeniu wątroby. Ale uwaga – tłuszcz gromadzi się nie tylko w wątrobie, ale też „na obwodzie”. Mówiąc bardziej wprost, od fruktozy na dłuższą metę tyjemy, szczególnie w okolicach brzucha. Brzuszna (wisceralna) tkanka tłuszczowa działa jak gruczoł dokrewny – wytwarzane przez nią substancje powodują zwiększenie insulinooporności (insulina przestaje spełniać swoją funkcję, zatem więcej cukru pozostaje we krwi zamiast trafiać do komórek --> idziemy w kierunku cukrzycy), a także mają działanie prozapalne. Dla jeszcze bardziej dramatycznego efektu, fruktoza przyczyna się do oporności tkanek wątroby na insulinę. Normalnie insulina hamuje produkcję glukozy w wątrobie. Fruktoza w nadmiarze zaburza ten mechanizm, przez co rośnie ryzyko hiperglikemii i de facto znów idziemy w kierunku cukrzycy, zamiast od niej oddalać. Fruktoza ponadto lubi łączyć się z białkami ustrojowymi, co powoduje uszkodzenia tkanek (zwłaszcza ścian naczyń krwionośnych i nerwów) i daje jej udział w zwiększaniu ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Nic więc dziwnego, że specjaliści wycofują się rakiem z wcześniejszego poparcia dla fruktozy (choć oczywiście niektórzy nie zmieniają swoich poglądów). W medycynie trochę jak w polityce. :)
Fruktoza nie daje poczucia sytości, co wynika z jej wpływu na gospodarkę hormonalną. Poziom leptyny – sygnału dla mózgu, że się najedliśmy – po fruktozie stoi w miejscu. Dzieje się tak właśnie dlatego, że produkcję leptyny pobudza insulina, od której, jak już wiemy, fruktoza jest niezależna. Z badań płyną też sygnały, że jeśli możemy mówić o uzależniającym działaniu cukru, to właśnie w odniesieniu do fruktozy (przynajmniej jeśli porównamy jej wpływ z wpływem glukozy). Zanim jednak wpadniemy w panikę i wyrzucimy wszystko, co stało obok fruktozy, pamiętajmy, że z reguły na naszych talerzach pojawiają się produkty o bardziej skomplikowanym składzie niż „100% fruktozy”, a odpowiednio dobranymi dodatkami można zniwelować opisane działanie.
            Jaki z tego wniosek? No raczej nie taki, że fruktoza chroni przed cukrzycą. Ostrożnie powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie, co nie znaczy, że zabraniam jeść owoce. Wiemy zresztą, że nie ma produktów z gruntu złych, to raczej niewłaściwe ilości i proporcje są źródłem problemów. Większym zagrożeniem jest duże rozpowszechnienie syropów fruktozowo-glukozowych w różnych produktach, gdzie pełnią one funkcję zamiennika cukru (zwracam uwagę na produkty dla dzieci – kaszki, soczki, jogurty...). Im mniej takich rzeczy będzie się pojawiało w jadłospisie, tym mniejsze wrażenie na organizmie będą robić owoce i tym mniejsza szansa, że wyrośnie fałda pod prawym żebrem. Czyli o ciśnienie też można być spokojnym.
„To nie mogę w ogóle jeść owoców?!”
Możesz, wszystko jest dla ludzi. Owoce mają mnóstwo zalet, od błonnika aż po przeciwutleniacze, witaminy i składniki mineralne, w tym potas, nieoceniony dla tych, którym dodatkowo towarzyszy podwyższone ciśnienie. Ale. To pytanie najczęściej pada ze strony pacjentów z cukrzycą. Specyfika niewyrównanej choroby jest taka, że, mówiąc niefachowo, ciągnie do cukru, zatem owoce są jednymi z ulubionych produktów w tej grupie. Zwłaszcza, kiedy przeczytają w internecie, że są niskokaloryczne (ok) i że chronią przed cukrzycą (nie ok). Dlatego też często ilości spożywanych przez nich owoców nie sprzyjają chudnięciu (mimo wszystko najczęstszemu celowi wizyty pacjenta w gabinecie) ani poprawie wyników badań laboratoryjnych. Dopiero po złapaniu równowagi w poziomach cukru i utrwaleniu się nowych nawyków, korzystanie z owoców nie wymaga pisemnego pozwolenia. Wtedy zazwyczaj już wiadomo, na ile można sobie pozwolić, a jednocześnie nie zaszkodzić. ;)
A co z tymi, którzy nie mają cukrzycy i do tego (szczęśliwie) dobrze wchłaniają fruktozę? Organizm poradzi sobie z wiadrem truskawek każdego letniego tygodnia, zakładając, że poza truskawkami pojawia się w diecie coś białkowego, coś, co zawiera błonnik, itp., do tego człowiekowi czasem przytrafi się jakaś aktywność fizyczna. A przecież zazwyczaj tak jest. :) Jeśli więc jeszcze nie wyrzuciliście zakupionego koszyczka z truskawkami, to nie róbcie tego. Na talerzu przydadzą się bardziej.

0 komentarze:

Prześlij komentarz