Zaczął się czerwiec. Sezon na truskawki otwarty, więc teraz nie sposób
opędzić się od artykułów na temat właściwości zdrowotnych tych, jak i wielu
innych owoców. Niestety takie teksty, pisane zazwyczaj z entuzjazmem godnym informacji
o wynalezieniu leku na raka, czasem zawierają różnego kalibru mity. Hitem
ostatniego tygodnia maja jest dla mnie news, że fruktoza zapobiega cukrzycy.
Artykuł dedykuję więc autorowi innego bloga dotyczącego zdrowia, przyszłemu
lekarzowi, który tak właśnie orzekł. ;)
-oza
Fruktoza ma
taki związek z truskawkami, że występuje w nich „obficie” (szalone kilka do
kilkanastu g/100g owoców), dając im ten, nieporównywalny z innymi, słodki smak,
na który ze ślinotokiem utajonym czekamy prawie cały rok. Występuje także w
innych owocach, warzywach oraz w miodzie i cukrze stołowym (biały, brązowy –
wszystko jedno, to sacharoza, czyli połączenie glukozy i fruktozy). Jest to cukier
prosty, wielokrotnie słodszy od glukozy, choć tak samo kaloryczny. Łatwo się
wchłania, zwłaszcza w obecności glukozy i tym bardziej, im więcej jej towarzyszy
fruktozie. Pod nieobecność glukozy podczas wchłaniania, część fruktozy trafia
do jelita grubego, gdzie fermentuje pod wpływem działalności bakterii. Wzdęcia
i uczucie „przelewania się w brzuchu”, a także biegunki (zjawisko znane tym, u
których występuje zaburzone wchłanianie fruktozy, a szacuje się, że ok. 30%
ludzi tak ma) mogą być przejawem takich właśnie wydarzeń w organizmie.
„Zupełnie inny szlak metaboliczny”
Glukoza jest podstawowym
źródłem energii dla komórek. Dla niektórych nawet jedynym. Ale musi się ona
zostać przeniesiona z krwi do wnętrza komórki, na co wpływ ma insulina. Trzustka
wytwarza tego hormonu tym więcej, im więcej owej glukozy we krwi. Jeśli cukru
we krwi jest za dużo, powstaje za dużo insuliny. Jeśli często dochodzi do
takiej sytuacji, insulina przestaje robić wrażenie na tkankach (bardziej
poetycko: rozwija się insulinooporność), cukier pozostaje we krwi, zamiast
trafiać do komórek, zatem trzeba produkować więcej hormonu. To historia
początku cukrzycy typu 2, wybitnie uproszczona dla przejrzystości artykułu.
Dużo zaczęło
się dziać wokół fruktozy, gdy stwierdzono, że ma niski indeks glikemiczny,
czyli po spożyciu wywołuje niewielki przyrost poziomu cukru we krwi. A zatem i
raczej wyważoną produkcję insuliny przez trzustkę. Wynika to z dłuższego niż w
przypadku glukozy wchłaniania tego cukru w jelicie cienkim. Trzustka nie musi
generować dużego wyrzutu insuliny, żeby wypchnąć cukier do komórek, także dlatego,
że... fruktoza przedostaje się do ich wnętrza bez jej udziału. Może się w
związku z tym wydawać, że fruktoza jest świetnym zamiennikiem cukru dla
diabetyków i faktycznie przez jakiś czas mówiono, że korzystanie z niej przez
tę grupę jest korzystne. W końcu to hiperglikemia i niezdolność trzustki do jej
opanowania stanowi sedno cukrzycy. Z jakichś jednak powodów najnowsze zalecenia
kliniczne Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego dotyczące leczenia cukrzycy
jasno mówią, że należy ograniczyć spożycie fruktozy i NIE stosować jej jako
zamiennika cukru. No to teraz pytanie: dlaczego?
Badania,
początkowo na szczurach (liczne), ale później także z udziałem ludzi wykazały,
że nadmierne spożycie fruktozy przyczynia się do wielu chorób metabolicznych, w
tym cukrzycy i nadciśnienia tętniczego. W pierwszej kolejności zwiększa poziom
kwasu moczowego, które to zjawisko podejrzewa się o granie pierwszych skrzypiec
w powstawaniu pozostałych spośród wymienionych zaburzeń. Jako że fruktoza jest
w miażdżącej większości przetwarzana w wątrobie, jej nadmierne spożycie sprzyja
zwiększonej produkcji trójglicerydów i stłuszczeniu wątroby. Ale uwaga –
tłuszcz gromadzi się nie tylko w wątrobie, ale też „na obwodzie”. Mówiąc
bardziej wprost, od fruktozy na dłuższą metę tyjemy, szczególnie w okolicach
brzucha. Brzuszna (wisceralna) tkanka tłuszczowa działa jak gruczoł dokrewny –
wytwarzane przez nią substancje powodują zwiększenie insulinooporności (insulina
przestaje spełniać swoją funkcję, zatem więcej cukru pozostaje we krwi zamiast
trafiać do komórek --> idziemy w kierunku cukrzycy), a także mają działanie
prozapalne. Dla jeszcze bardziej dramatycznego efektu, fruktoza przyczyna się
do oporności tkanek wątroby na insulinę. Normalnie insulina hamuje produkcję
glukozy w wątrobie. Fruktoza w nadmiarze zaburza ten mechanizm, przez co rośnie
ryzyko hiperglikemii i de facto znów idziemy w kierunku cukrzycy, zamiast od
niej oddalać. Fruktoza ponadto lubi łączyć się z białkami ustrojowymi, co powoduje
uszkodzenia tkanek (zwłaszcza ścian naczyń krwionośnych i nerwów) i daje jej
udział w zwiększaniu ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Nic więc dziwnego, że specjaliści
wycofują się rakiem z wcześniejszego poparcia dla fruktozy (choć oczywiście niektórzy
nie zmieniają swoich poglądów). W medycynie trochę
jak w polityce. :)
Fruktoza nie
daje poczucia sytości, co wynika z jej wpływu na gospodarkę hormonalną. Poziom
leptyny – sygnału dla mózgu, że się najedliśmy – po fruktozie stoi w miejscu. Dzieje
się tak właśnie dlatego, że produkcję leptyny pobudza insulina, od której, jak
już wiemy, fruktoza jest niezależna. Z badań płyną
też sygnały, że jeśli możemy mówić o uzależniającym działaniu cukru, to właśnie
w odniesieniu do fruktozy (przynajmniej jeśli porównamy jej wpływ z wpływem
glukozy). Zanim jednak wpadniemy w
panikę i wyrzucimy wszystko, co stało obok fruktozy, pamiętajmy, że z
reguły na naszych talerzach pojawiają się produkty o bardziej skomplikowanym
składzie niż „100% fruktozy”, a odpowiednio dobranymi dodatkami można
zniwelować opisane działanie.
Jaki
z tego wniosek? No raczej nie taki, że
fruktoza chroni przed cukrzycą. Ostrożnie powiedziałabym nawet, że wręcz
przeciwnie, co nie znaczy, że zabraniam jeść owoce. Wiemy zresztą, że nie ma
produktów z gruntu złych, to raczej niewłaściwe ilości i proporcje są źródłem
problemów. Większym zagrożeniem jest duże rozpowszechnienie syropów
fruktozowo-glukozowych w różnych produktach, gdzie pełnią one funkcję
zamiennika cukru (zwracam uwagę na produkty dla dzieci – kaszki, soczki,
jogurty...). Im mniej takich rzeczy będzie się pojawiało w jadłospisie, tym
mniejsze wrażenie na organizmie będą robić owoce i tym mniejsza szansa, że
wyrośnie fałda pod prawym żebrem. Czyli o ciśnienie też można być spokojnym.
„To nie mogę w ogóle
jeść owoców?!”
Możesz, wszystko
jest dla ludzi. Owoce mają mnóstwo zalet, od błonnika aż po przeciwutleniacze,
witaminy i składniki mineralne, w tym potas, nieoceniony dla tych, którym
dodatkowo towarzyszy podwyższone ciśnienie. Ale. To pytanie najczęściej pada ze
strony pacjentów z cukrzycą. Specyfika niewyrównanej choroby jest taka, że,
mówiąc niefachowo, ciągnie do cukru, zatem owoce są jednymi z ulubionych
produktów w tej grupie. Zwłaszcza, kiedy przeczytają w internecie, że są
niskokaloryczne (ok) i że chronią przed cukrzycą (nie ok). Dlatego też często
ilości spożywanych przez nich owoców nie sprzyjają chudnięciu (mimo wszystko najczęstszemu
celowi wizyty pacjenta w gabinecie) ani poprawie wyników badań laboratoryjnych.
Dopiero po złapaniu równowagi w poziomach cukru i utrwaleniu się nowych nawyków,
korzystanie z owoców nie wymaga pisemnego pozwolenia. Wtedy zazwyczaj już
wiadomo, na ile można sobie pozwolić, a jednocześnie nie zaszkodzić. ;)
A co z tymi,
którzy nie mają cukrzycy i do tego (szczęśliwie) dobrze wchłaniają fruktozę? Organizm
poradzi sobie z wiadrem truskawek każdego letniego tygodnia, zakładając, że
poza truskawkami pojawia się w diecie coś białkowego, coś, co zawiera błonnik,
itp., do tego człowiekowi czasem przytrafi się jakaś aktywność fizyczna. A przecież
zazwyczaj tak jest. :) Jeśli więc
jeszcze nie wyrzuciliście zakupionego koszyczka z truskawkami, to nie róbcie
tego. Na talerzu przydadzą się bardziej.
0 komentarze:
Prześlij komentarz