czwartek, 16 kwietnia 2015

80% osób, które zrzuciły kilogramy odzyskuje je w ciągu roku


To wynik badania opublikowanego w 2005 r. przez badaczki z Rhode Island w USA na podstawie zbieranych przez 10 lat danych z National Weight Control Registry – rejestru osób, które na różne sposoby (i z różnym skutkiem) próbowały schudnąć. Udział w badaniu był dobrowolny, co może mieć wpływ na wyniki i to raczej w kierunku niedoszacowania (w Polsce prędzej ktoś by się pochwalił niepowodzeniem, ale w USA to prawdopodobnie nie przechodzi). Wypowiedziały się głównie kobiety, tak więc wgląd w psychikę odchudzającego się mężczyzny nadal mamy ograniczony. Wciąż jednak było to 4000 osób, czyli całkiem pokaźna grupa, żeby ostrożnie powyciągać jakieś wnioski.
Patrząc na te dane z drugiej (jasnej) strony, wygląda na to, że ok. 20% osób cieszy się trwałymi efektami chociaż mówi się, że żadna metoda odchudzania nie pozwala na dłuższą metę utrzymać wypracowanej szczupłej sylwetki. Trwałe efekty to w tym badaniu takie, które utrzymują się dłużej niż rok, a mowa jest o utracie ok. 10% wyjściowej masy ciała, bo dopiero wtedy zauważalne są pozytywne efekty dla zdrowia. 1-2 kg w jedną czy drugą stronę nie robią w tym wypadku różnicy. Poza tym – im dłużej ktoś utrzymał dietę, tym większa była szansa, że pozostanie tak przez następne lata.
Ale zaraz – jakie następne lata? Czy dieta nie jest po to, żeby schudnąć i przestać się katować? Przez ładnych parę lat wydawało mi się, że kiedy kwieciście i z wielkim przekonaniem opowiadam pacjentom o zdrowym odżywianiu, to wszyscy zostają automatycznie zarażeni moim entuzjazmem i w ich głowach niczym neon rozbłyska: „tak, w tym właśnie momencie postanawiam zmienić swoje życie! będę się odżywiać zgodnie z zasadami, dzięki czemu nigdy nie będą mi potrzebne żadne diety, bo będę mieć doskonałą sylwetkę” (a poza tym będę pancerny i niezatapialny, ale o tym innym razem). Kiedy prowadziłam różne warsztaty, dowiadywałam się, jak bardzo się mylę: okazywało się, że zdrowe odżywianie to właściwie też dieta, tylko w trochę innym celu stosowana. Przytrafia się od święta i jak już się osiągnie cele zdrowego odżywiania to można się odżywiać normalnie. Inaczej: jeśli jem dziennie 10 pączków, to na potrzeby schudnięcia (bądź inne) zamieniam pączki na liść sałaty z rodzynką. Po schudnięciu wracam do pączków, bo cel osiągnięty, a głód trzeba w końcu zaspokoić. Z różnych powodów to nie ma szans działać, a utrudnia każde kolejne odchudzanie.
Tymczasem w przytoczonym badaniu mówi się o utrzymaniu efektów, co części osób jednak się udaje. Osoby te łączy kilka zachowań: codzienne jedzenie śniadań, częsta kontrola wagi, ograniczanie tłuszczu, aktywność fizyczna (choćby spacery), regularność jedzenia, szybkie wychwytywanie odstępstw od diety – zanim doprowadzą do jej porzucenia. Częste ważenie się czy pilnowanie ilości tłuszczu w diecie uważam za mniej istotne, a w niektórych sytuacjach niewskazane, ale mają one wspólny mianownik z pozostałymi: nie są jednorazowe, trzeba je wielokrotnie, każdego dnia, powtarzać. Wynika z tego, że utrzymanie efektów wymaga wyrobienia nawyków – nowych nawyków (bo od dziecka pracujemy na te, które prowadzą nas do widma diety). Dlatego jeśli aktywność fizyczna – to taka, której sobie nie odmówimy, bo jesteśmy zmęczeni po pracy/bo nie chce się znowu wychodzić/bo jest kosztowna. Jeśli ważenie – to regularne, chociaż nie codzienne. Jeśli ograniczanie tłuszczu – to też nie jednego dnia, nie w formie: „wieczorem zjadam tabliczkę czekolady, ale przynajmniej nie smaruję chleba masłem”. Ograniczanie czegoś wymaga zwiększenia ilości czegoś innego, dlatego nie jestem entuzjastką tego zalecenia. Jeśli regularność, to jedzenie podobnie w tygodniu i w czasie weekendu. Pilnowanie odstępstw to z kolei pogodzenie się z tym, że one będą, ale nie przekreślają całego dotychczasowego wysiłku.
Przechodząc na dietę lub zmieniając nawyki żywieniowe, zazwyczaj nie trzeba prowadzić skrupulatnej buchalterii kalorii czy wykluczać połowy menu. Lepiej przyjrzeć się temu, co robimy automatycznie lub pod wpływem dobrych rad z internetu. Spokojnie może się obejść bez rewolucji – jeden potrzebuje wyjazdu do Indii, by odnaleźć sens życia, a innemu wystarczy, że wybierze inną drogę do pracy. Ważne, by znaleźć to, co właśnie Tobie jest potrzebne.

0 komentarze:

Prześlij komentarz