Przeczytałam ostatnio kolejny artykuł o
diecie bezglutenowej. Kolejny wyrażający totalne zdziwienie światem i
politowanie dla ludzi, którzy dali się nabrać producentom żywności i w swojej
ewidentnej głupocie zabrali się za wykluczanie glutenu ze swojej diety. O ile dobry
biznes wyniuchany przez firmy jest tu oczywisty, sukces tej mody na dietę
uważam za bardziej uwikłany niż przedstawił autor. Dodatkowo irytuje mnie pogardliwy
ton często stosowany w takich artykułach, więc pozwolę sobie wbić kij w
mrowisko. ;)
W
2013 roku ok. 30% dorosłych Amerykanów ograniczało lub eliminowało gluten z
diety. Jeśli zapytać przypadkowych ludzi w Stanach czy wiedzą, co to gluten, to
nie jest wesoło, nawet wśród osób stosujących dietę bezglutenową. Brakuje badań na temat wiedzy zdrowych Polaków o
glutenie i diecie pozbawionej tego tajemniczego składnika, choć wiadomo, że
osoby ze zdiagnozowaną nietolerancją glutenu dobrze wiedzą, dlaczego i w jaki
sposób powinny go unikać. Coraz więcej jednak mówi się o rosnącym
zainteresowaniu eliminacją glutenu z diety bez wskazań medycznych. Powstają
nowe knajpy bezglutenowe, a pozostałe wprowadzają bezglutenowe warianty dań.
Rośnie też asortyment dostępnych produktów bez glutenu.
Kto to jest ten Gluten?
Gluten
to (upraszczając) białko naturalnie występujące w zbożach: pszenica, orkisz,
żyto, jęczmień, owies, nadające charakterystyczną strukturę produktom z nich
wytwarzanym. To właśnie dzięki glutenowi ciasto jest ciągliwe. Składnik ten
występuje w żywności powszechnie, także w produktach zupełnie niezwiązanych ze
zbożami. U większości z nas nie występują żadne negatywne skutki jego
spożywania. Przy genetycznej predyspozycji może jednak wywoływać szereg
uciążliwych objawów ze strony układu pokarmowego – choć nie tylko – związanych
z uszkodzeniem jelit przez substancje prozapalne i przeciwciała wytwarzane w
organizmie (celiakia/choroba trzewna). Na gluten można też mieć alergię bądź
nadwrażliwość, której rozpoznanie nastręcza szczególnych trudności, a wiąże się
z podobnym dyskomfortem, jak celiakia. Żeby sprawa była bardziej skomplikowana,
zaburzenia szczelności jelit sprzyjają przedostawaniu się z nich do krwiobiegu
niekompletnie strawionego glutenu. W takiej formie ma zdolność przenikania
bariery krew-mózg, przez co sugeruje się, że spożywanie produktów z glutenem
przez osoby z pewnymi predyspozycjami może się przyczyniać do powstawania u
nich zaburzeń psychicznych. Tego rodzaju
problemy mogą być jedyną manifestacją celiakii skąpoobjawowej. Dlatego też zaleca się, by badania laboratoryjne w
kierunku celiakii były przesiewowo wykonywane m.in. u osób z ADHD,
schizofrenią, depresją i innymi zaburzeniami, których tło jest inne niż automatycznie
diagnozowany przez laików brak dyscypliny w wychowaniu czy traumatyczne
przeżycia (tzw. „nieustalona etiologia”). Tolerancję glutenu sprawdza się też u
osób z chorobami autoimmunologicznymi ze względu na fakt, że często towarzyszą
one celiakii. Co nie znaczy automatycznie, że ów gluten odpowiada za wszystkie
Hashimoto czy schizofrenie tego świata. :) Prawdę mówiąc, w tych przypadkach
trzeba się mocno zainteresować m.in. witaminą D i kwasami omega-3.
Jedyną
metodą leczenia nietolerancji, alergii i nadwrażliwości jest wykluczenie
glutenu z diety na całe życie. Jest to skomplikowane, tym bardziej, że
nierzadko stan jelit na początku leczenia wymaga odstawienia także innych
produktów.
Trzeba dmuchać na zimne i odstawić chleb!
Najczęściej
słyszę o diecie bezglutenowej w kontekście odchudzania, bo gluten podobno
sprawia, że waga stoi w miejscu. Ten argument chyba najczęściej zachęca do
samozwańczego (najczęściej zresztą niekonsekwentnego) odrzucenia glutenu. Oczywiście
tu należy napisać wprost, że nie
schudniemy od wykluczenia glutenu, ale od efektów ubocznych w postaci zwiększenia
zainteresowania jakością jedzenia i wykluczenia dużej ilości badziewia, w
którym jest gluten. Żeby było jasne, podobnych rewelacji dotyczących
„tuczących” właściwości pewnych produktów było już pełno, np. chleb, ziemniaki,
mięso, masło, itp. Z drugiej strony dyskusje na temat diety wegetariańskiej też
jeszcze niedawno przypominały te wokół diety bezglutenowej, a teraz już wiemy,
że jest zupełnie zdrowa, jeśli użytkownik wie, jak dostarczyć sobie np. żelaza i pełnowartościowego białka ze
źródeł niemięsnych. Bezpieczeństwo stosowania diety bezglutenowej też jest
zależne od zapewnienia innych źródeł składników obecnych w wykluczonych
produktach. Bezglutenowość wymaga sporej kreatywności w kuchni, jednak może się
przypadkiem okazać, że dzięki konieczności szukania będzie ona mniej monotonna
niż dieta przeciętnej osoby nie ograniczającej glutenu.
Diety
rzekomo bezglutenowe stosowane przez samozwańców i tak zazwyczaj zawierają
gluten. Prawda jest taka, że gluten to nie tylko straszne białe pieczywo z mąki
pszennej, żytniej czy kasza jęczmienna. Gluten w postaci mąki, skrobi pszennej,
kaszki jest fantastycznym regulatorem struktury. Dlatego występuje w wędlinach,
słodyczach, przetworach owocowych, sosach, produktach mlecznych i wielu, wielu
innych. Czytając składy produktów mlecznych niskiej jakości można dojść do
wniosku, że więcej jest tam glutenu niż podstawowych składników produktu
mlecznego. Mało tego, wszelkie rzeczy krojone – sery, znów wędliny, to co nie
powinno się sklejać (np. suszone owoce) – również zostało przesypane mąką
(glutenową – a jakże). Niewiele osób stosujących dietę bezglutenową z wyboru
robi to porządnie, ale nie mam do nich pretensji. Skoro nawet niektórzy lekarze
twierdzą, że wyłączenie glutenu stanowi cudowny lek na większość ludzkich
dolegliwości, a jednocześnie potrafią nie rozróżniać alergii i nietolerancji,
to brak wiedzy u pacjentów jest dla mnie zupełnie zrozumiały. Nie ma kto wyjaśnić.
Ci,
których do ograniczeń zmusza choroba, nie muszą jeść tylko trawy, ale w ich
interesie jest zachowanie szczególnej ostrożności przy wybieraniu produktów w
sklepie, jako że mogą one być zanieczyszczone glutenem. Nie da się uniknąć go
całkowicie – choćby ze względu na zanieczyszczenia technologiczne – ale można
zredukować do minimum zapewniającego odbudowę śluzówki jelita. Jest to jednak
nierzadko dość drogie, zwłaszcza gdy ktoś nie planuje gotować w domu. Firmy
produkujące produkty bezglutenowe nie cenią się nisko, a dodatkowo smak wielu
dostępnych chlebów w odczuciu celiaków pozostawia wiele do życzenia.
Produkowanie
dla małej grupy ludzi jest średnio opłacalne, więc nic dziwnego, że biznes
kwitnie odkąd zwiększył się popyt osób zdrowych na jedzenie bez glutenu.
Pozwala to również na rozwijanie asortymentu dla osób autentycznie chorych,
które do niedawna nie mogły sobie tak po prostu pójść do knajpy i zjeść
bezglutenowy obiad. Pamiętajmy również o tym, że obecna nagonka na dietę
bezglutenową leży w interesie firm produkujących prawie każdą inną żywność.
Dodatek glutenu pozwala na uzyskanie produktu o pożądanej przez konsumenta
konsystencji – tanio i bez kombinowania. W wielu produktach bezglutenowych
trzeba posiłkować się innymi dodatkami imitującymi jego właściwości, co nie
czyni ich szczególnie „zdrowymi”. Na pewno nie przyczyniają się do chudnięcia, co
zaskakuje mniej świadomych użytkowników diety.
Czego sobie szanowny pacjent życzy?
Są
media, są książki, specjaliści z różnych szkół filozoficznych, ale i pacjenci,
którzy nakręcają spiralę popularności diety bezglutenowej. Właściwie nie
powinnam tego pisać, bo odzieram odżywianie z tego, co niektórym dietetykom
gwarantuje psychologiczną akceptację diety przez pacjentów. Tak naprawdę
właśnie to wielu pacjentów woli usłyszeć – że w diecie trzeba ograniczyć
gluten, bo to on jest sprawcą tycia, złego samopoczucia, konfliktów rodzinnych
i słabych stopni w szkole. Zdrowa dieta nie sprzedaje się dobrze w tradycyjnym
wydaniu. A jeśli ktoś nie chce słyszeć, że do tej pory tył, bo kiepsko się
odżywiał (lub źle się czuł, bo totalnie ignorował swoje potrzeby emocjonalne),
tylko że podstępnie tuczył go nikczemny gluten, to znajdą się tacy, którzy
właśnie to mu powiedzą.
Przewrotnie
Na koniec daję
błogosławieństwo tym, którzy wiedzą, co to jest gluten oraz gdzie się znajduje
i chcą go wykluczyć z diety mimo braku wskazań medycznych. Warunkowe
błogosławieństwo. Tak jak gluten przez
samo bycie glutenem nie jest szkodliwy dla osób bez szczególnych predyspozycji
genetycznych, tak też nie jest do niczego w organizmie potrzebny. Dlatego
jeśli nie masz celiakii/alergii/nadwrażliwości i z jakichś powodów chcesz to
zrobić – w porządku, o ile:
- jesteś osobą dorosłą;
- sprawdzisz zawczasu, czy nie masz nietolerancji glutenu – jeśli masz, to sensowna dieta będzie dalece bardziej restrykcyjna niż niskoglutenówka typowa dla ograniczających hobbystycznie; testy nie będą miarodajne po eliminacji glutenu;
- przed rozpoczęciem zrobisz sobie komplet badań (to akurat gorąco polecam niezależnie od rodzaju diety), żeby wiedzieć, z jakiego pułapu startujesz, co się zmienia na plus, a co na minus, krótko mówiąc – będziesz pod kontrolą lekarza;
- będziesz pamiętać o tym, że istnieją zboża naturalnie bezglutenowe, które mają składniki (a jak już wiemy z poprzednich postów, to właśnie o składniki chodzi w żywieniu) niezbędne, a nie tak obficie występujące w innych rodzajach pokarmów; a najlepiej skonsultujesz się z dietetykiem, który pokaże Ci, jak bezpiecznie zastąpić to, co eliminujesz wraz z glutenem;
- lubisz lub przynajmniej wiesz jak piec – będziesz to robić często, kiedy poznasz skład, smak i cenę bezglutenowych chlebów ze sklepu;
- nie będziesz trąbić na lewo i prawo o tym, jak brak glutenu zmienił Twoje życie, bo wcale nie jest powiedziane, że komuś innemu to pomoże (a przy typowym dla obecnych czasów nadmiarze informacji może już nie mieć siły szukać innych źródeł wiedzy ;)).
Smacznego!
0 komentarze:
Prześlij komentarz